Wspomina:
"Urodziłam się i wychowałam w miasteczku Łomża, gdzie zastał mnie wybuch II wojny światowej. Od czasów założenia przez hitlerowców getta w Łomży, razem z innymi mieszkańcami tego miasta pochodzenia żydowskiego, musiałam się przenieść tam razem z naszą rodziną. Po pewnym czasie przeniesiono mnie do Sammellager w Zambrowie, skąd wywieziono nas do hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz w Oświęcimiu w dniu 21 stycznia 1943 r. Do obozu przewieziono całą moją rodzinę tzn. mamę Felę, ojca Mordechaja, starszego brata Jakuba, młodszego Natana oraz dziesięcioletnią siostrę. W poszczególnych wagonach jechały całe rodziny i panował nich olbrzymi tłok. Kiedy pociąg zatrzymał się już w Oświęcimiu, wówczas esesmani przy użyciu pałek i wśród nieustannego popędzania oraz przekleństw, wypędzali ludzi z wagonów. Po wyładunku odbyła się natychmiast selekcja. Padały słowa: rechts, links. Po każdym takim słowie ktoś odchodził na prawą lub lewą stronę. Jeśli jakaś kobieta, bez względu na wiek miała przy sobie dziecko, kierowano ja do grupy przeznaczonej na śmierć w komorze gazowej. W takiej właśnie sytuacji moją matkę razem z dziesięcioletnią siostrą włączono do grupy tych, którzy odeszli do komór gazowych. Mnie skierowano na prawą stronę. Uznano mnie za zdolną do pracy. Z naszej licznej rodziny tylko ja jedna pozostałam przy życiu. Wszyscy pozostali zginęli.
Pozostałe przy życiu kobiety wpędzono do łagru Birkenau do odcinaka BIa. Tam odebrano nam wszystkie przedmioty cywilne, zostałyśmy ostrzyżone i wytatuowano mi na przedramieniu lewej ręki numer 29558. Przydzielono mnie do baraku nr 9, w którym funkcję blokowej pełniła czeska Żydówka. Biła nas bardzo często. Po zarejestrowaniu w obozie natychmiast przydzielono nas do pracy. Żadnej kwarantanny nie przechodziłyśmy. Jedną z pierwszych prac było burzenie domostw po wysiedlonych Polakach, które znajdowały się w rejonie należącym do obozu. Przy pracy tej używało się najbardziej prymitywnych narzędzi jak młoty, łomy. Po kilku tygodniach razem z innymi wyselekcjonowanymi więźniarkami przeniesiono mnie do KL Auschwitz, czyli do obozu macierzystego. Do przeniesienia kwalifikowano wyłącznie młode, zdrowe i urodziwe dziewczęta. Po przeniesieniu nas do KL Auschwitz zostałyśmy umieszczone w murowanym budynku nazwanym Stabsgebäude. Zastałyśmy tam warunki diametralnie różne od tych, które panowały w KL Birkenau, tylko dlatego, że w tym samym budynku mieszkały także tzw. Aufzejerki, czyli niemieckie nadzorczynie. W budynku Stabsgebäude przeznaczono dla około 50 więźniarek pomieszczenie w piwnicy. Było to jednak pomieszczenie suche, spałyśmy pojedynczo na siennikach, dla utrzymania czystości osobistej musiałyśmy się na miejscu codziennie kąpać dwa razy dziennie: rano i wieczór. Otrzymywałyśmy także lepsze pożywienie, tzn. lepsze od tego, które otrzymywałyśmy podczas pobytu w Birkenau. Było to podobno pożywienie takie, jakie otrzymywały niemieckie nadzorczynie. Przydzielono mnie do budynku, w którym znajdowała się cerowalnia worków dostarczanych do młyna. Był to budynek spichlerz."
W jednym z pomieszczeń magazynu paszowego znajdowało się oddzielne pomieszczenie zbudowane z desek, służące do reperacji worków. Było tam zatrudnionych 10 polskich żydówek. Codziennie były przyprowadzane i odprowadzane do Brzezinki przez esesmanów. Z kobietami rozmawiali przez szpary w drewnianej zabudowie, ale też co drugi dzień esesman otwierał drzwi aby odbierać lub wnosić worki. Trzech serdecznych kolegów: Jurek Bielecki, Marian Wudniak i Kazek Jankowski znalazło tam swoje sympatie. Często gdy esesmani szli na obiad spotykali się z nimi.
Systematycznie dostarczali im żywność, one również przenosiły ją do Brzezinki.
Odwdzięczały się koszulą, swetrem, mydłem.
Esesmani przekupieni przez więźniów przymykali oczy na te rozmowy, kontakty.
Któregoś dnia Jurek spotkał grupę pracujących więźniarek w pralni. Jedna z nich smagła, ładna brunetka, przyglądała mu się z ciekawością. Dowiedział się, że ma na imię Cyla i jest żydówką. Jurek zakochał się w niej po uszy. Ze wzajemnością. Często rozmawiali, przez dziurę w desce, innym razem przy śmietniku. Tak opowiedzieli sobie całe życie. Wspominali swoje domy rodzinne, przyjaciół, dzieciństwo. Cyla była jego promykiem w obozowej rzeczywistości. Mógł dotknąć jej włosów, czule pogłaskać, pocałować w policzek. Każde kolejne spotkanie było dla obojga prawdziwym przeżyciem. Stali się sobie drodzy i bliscy. To była ich chwila normalności, mała ucieczka z Auschwitz-Birkenau.